Łza się w oku kręci, gdy wracam wspomnieniem do tamtej soboty,
ciepłej i deszczowej.
Dnia 29 października o godz..12 w
południe, w domu państwa Rewaków, zebrała się rodzina i grupa przyjaciół
domu, aby uczestniczyć w Błogosławieństwie Młodej Pary. Przy
akompaniamencie akordeonu i żartach starostów, młodzi uklękli przed
rodzicami, prosząc o błogosławieństwo na nową drogę życia.
Pobłogosławieni krucyfiksem i ucałowani
przez rodziców i chrzestnych, z wielką powagą i wzruszeniem podziękowali
za trudy rodzicielskie, prosząc o wsparcie i opiekę na dalsze lata.
Płakałam, nie mogąc powstrzymać łez. Myślami wracałam do Polski do domu,
w którym przed laty błogosławili mnie nieżyjący już rodzice.
Młodzi, drużbowie, rodzina z grupą
przyjaciół, ruszyli limuzynami do kościoła parafialnego pw.
Zmartwychwstania Pańskiego przy Unley na zaślubiny. W tym dniu wnętrze
kościoła zapierało dech w piersiach od zapachu białych lilii, róż,
goździków, ułożonych w misterne kompozycje (przez Anię i Ewę) eksponując
piękno ołtarza i postać Zmartwychwstałego Chrystusa. Zapełniły się
weselnymi gośćmi, udekorowane białymi różami ławki.
Marsz weselny
O godzinie 13.30, przy dźwiękach marsza
weselnego, po czerwonym dywanie weszli drużbanci, za nimi Filipek
niosący na poduszce obrączki.
Zachwyt wzbudziły małe dziewuszki, Amelia
i Ella ubrane w białe sukieneczki i wianuszki, sypiące płatki róż.
Chwila ciszy i oczekiwanie na Pannę Młodą. Głośniej zabrzmiały takty
marsza weselnego i ujrzeliśmy Ją w pięknej krasie. Piękna dziewczyna w
szykownej sukni, w welonie jak z bajki z uśmiechem rozjaśniającym
pochmurne niebo.
U boku Młodej Panny, wzruszony ojciec.
Powoli i dostojnie prowadzi córkę do oczekującego przy ołtarzu Pana
Młodego. Podaje rękę przyszłemu zięciowi oddając w opiekę córkę.
Zaczynają się uroczyste zaślubiny. Przy dźwiękach organów i Ave Maryja
Monika Rewak i Paweł Dobek przyrzekli sobie miłość,
wierność i uczciwość małżeńską. Udzielający ślubu ks. Edmund Budziłowicz
swoim kazaniem i życzeniami dotarł do serc wiernych, a przede wszystkim
młodzieży.
Chcą brać ślub w tym kościele, z tym
księdzem, ale najlepiej by było, żeby wszystko zorganizowała pani Ania.
Trzeba przyznać, jej to zasługa, że wszystko było zapięte na ostatni
guzik. Po uroczystej Mszy Świętej Młoda Para wyszła z kościoła przy
wtórze oklasków, a na zewnątrz.....?
Niespodzianka
Nie pada, a do zebranych gości i Młodej
Pary podjeżdża najprawdziwsza kareta, zaprzęgnięta w białe konie, ze
stangretem w liberii. Po życzeniach dla nowożeńców, po sesji zdjęciowej,
młodzi odjeżdżają karetą do parku, by na łonie natury wypić szampana i
uwiecznić się na fotografiach.
Goście weselni i moja rodzinka udajemy
się do swoich domów w pośpiechu, by po zmianie wyjściowych kreacji,
przebrać się, tak dosłownie - przebrać się - w stroje z epoki
Średniowiecza. Sama jazda przez ulice Adelajdy wzbudzała ciekawość
skłaniała innych zmotoryzowanych do wychylania głów z samochodów; by
popatrzeć na nasze kolorowe stroje i przesłać szczere uśmiechy. Pod Dom
Polski przy ul. Angas podążają damy dworu, rycerstwo, książęta, kilku
Robin Hood-ów z całą załogą. Wchodzę w gościnne progi Domu Polskiego i
wybucham serdecznym śmiechem. Nie poznaję najbliższych. Państwo
Rewakowie z całą rodziną, wyglądają tak, jak gdyby tylko na chwilkę
urwali się ze średniowiecza.
Bogato i dostojnie
Słyszymy na swój temat, niekończące się
komplementy, bo wyglądamy bogato i dostojnie. Szczególnie ja ze swoją
tuszą jestem widoczna, a mój muzykalny małżonek też jest rozpoznawalny,
bo gra na akordeonie. Trzeba uczciwie przyznać, że weselnicy dopisali,
mieli poczucie humoru i się przebrali. Wprawdzie
nieliczni się nie przebrali, bo >albo nie mogli albo się bali.
Szefowa Domu Polskiego zwiewna jak
rusałka zrobiła przysłowiową "bramę" przed wejściem do budynku, bo co to
za wesele, gdy młodzi za "bramę" butelką nie płacą.
>Nowożeńcy
przyjechali karetą, gdy wszyscy weselnicy byli już na miejscu.
Pan Młody w książęcym wydaniu szybko poradził sobie z "bramą" mieczem
przecinając przeszkodę.
Chlebem i solą
Nadworny muzyk wprowadził Młodych pod
drzwi wejściowe, gdzie w progu czekali rodzice z bochnem chleba i solą.
Młodzi chleb i sól ucałowali, po kielichu starki wypili, szkło za siebie
rzucili i rozbili. Wszystkich gości ustawiono na schodach. Rodziców i
Młodych wciśnięto w tłum przebierańców i pozowaliśmy do zdjęć,
uśmiechając się do kamery, bo nas filmowano. Po chwili zrobiło się małe
zamieszanie, a to z tego powodu, że Pan Młody chwycił Pannę Młodą na
ręce i chciał wejść po schodach, a że nas było dużo, to chwilę trwało
zanim zrobiliśmy przejście. Na piętrze następna niespodzianka. W altance
obrośniętej bluszczem i różami, ustawiono stolik z kieliszkami szampana.
Państwo Młodzi poczęstowali gości szampanem i zaprosili do "komnaty" na
ucztę, a tam następna niespodzianka. Najprawdziwsza zamkowa komnata,
udekorowana zwiewnymi szarfami, girlandami, światełkami, kandelabrami i
rycerskim orężem.
To był polonez!
Widzimy to wszystko z holu, ustawiamy się
w pary i... słyszymy dźwięki poloneza. Za Młodymi, para za parą,
tanecznym krokiem wchodzimy do komnaty, a mnie łzy się kręcą ze
wzruszenia. Nie mogę złapać kroku, bo znów jestem w Ojczyźnie myślami.
Mam przy boku męża, który mocniej mnie chwycił za rękę, bo wie, że w tym
momencie potrzebuję jego wsparcia.
Polsko miła, kraju mój, moja dusza się
wyrywa......
To był polonez!
Z powagą, dumnie przeszliśmy w koło sali trzy razy. Ochłonęliśmy po
polonezie i to co zobaczyliśmy, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Stoły pięknie nakryte, zastawione pysznościami, przy każdym talerzu
karteczka z imieniem i rozsypane czekoladowe złoto-czerwone serduszka. W
złoto-czerwonej tonacji udekorowana sala emanowała ciepłem i spokojem,
zapewniając gościom wygodę i swobodę. Do tańca grał nam niezrównany
Zygmunt Moś z braćmi Szczerbickimi czyli aPL.AUs. Ochłonęłam trochę po
zachwytach i znów... coś nowego.
Polskie pyszności na stołach
Tego jeszcze w tym Domu Polskim nie było
- piękny stół, gdzie siedzieli młodzi z drużbami, wspaniałe stoły
biesiadne, ale najwspanialsze to stoły uginające się od wszelkich
wiejskich specjałów - zachęcały do jedzenia. Wielki dębowy stół
zastawiony został wędlinami domowego wyrobu - dzieło Michała Rewaka - on
to potrafi wędzić! Szynki, polędwice, boczki, kiełbasy każdy kroił sobie
sam. Królował smalec w kamionkach, ogórki kiszone, kapusta z beczki,
zielone sałaty, sałatki, oliwki, sery, jarzyny i co dusza zapragnie.
Drugi stół zastawiono ciastami. Nie będę wymieniać jakie były, bo nie
pamiętam - wszystkie, ile kto chce i ile może. Zasiedliśmy przy stołach
i podano obiad. Pyszny rosół. Wjechały srebrne tace z mięsami i
pieczonymi warzywami oraz różne sałaty.
Dziękujemy
Dziękujemy paniom kucharkom z Centralnego
Domu Polskiego za trud. Pan starosta bardzo się starał i o gości dbał,
donosił okowitę i co kto chciał. Przy okazji korzystał z mikrofonu
Zygmunta, bawił gości i przywoływał rozbawionego Pana Młodego do
krojenia tortu. Tort był też niespodzianką, bo wjechał w rzeźbionej
średniowiecznej karecie, taki duży, trzypiętrowy. Młodzi mieczem go
kroili, goście jedli i chwalili. Potem po kilkugodzinnych tańcach -
wygibańcach, bo były i polki i walce i "big dance". Po północy zaczęły
się oczepiny z przyśpiewkami, rzucaniem welonu i krawata. Nie powiem co
kto złapał, bo to nie wypada żeby o rodzinie...
Tańce i śpiewy
Tańczyli i śpiewali wszyscy i ci starsi i
ci młodzi i całkiem mali. Para Młoda wiodła prym w tańcach i bawieniu
gości. Gdy już byliśmy trochę zmęczeni na stoły wjechał czerwony barszcz
i pierogi. Podziękowania za sprawną obsługę gości należą się pani Basi i
jej załodze. Pokrzepieni barszczykiem, po wychyleniu kolejnego toastu,
bawiliśmy się do rana, prawie białego.
Uśmiech nie schodził z twarzy Moniki,
przez cały dzień i noc promiennie się uśmiechała. Przykład to dla innych
dziewczyn, śmiejcie się dziewczyny, to dodaje wam uroku i rozsiewa
radość. Paweł, zrównoważony, spokojny, uśmiechnięty, wpatrywał się z
zachwytem w poślubioną żonę. To wzór do naśladowania dla was przyszli
mężowie. Piszę o tych zaślubinach i weselu, by podzielić się z innymi
przeżyciami, jakie zgotowali nam Ania i Michał ze swoimi dziećmi i
rodziną.
Chcę im podziękować
Że mnie zaprosili,
Dali dobre jadło,
Że mnie nie upili
Mogłam tańczyć, śpiewać,
Bawić się lub gadać
Bierzcie od nich przykład
Jak gości zabawiać
To są moje z serca płynące przemyślenia.
Tak naprawdę to przykład i lekcja polskiej gościnności. Można zrobić coś
dla innych, tak po prostu, zwyczajnie, bez zobowiązań, jak zrobili to
państwo Rewakowie. To kosztuje masę pracy, wyrzeczeń,poświęcenia i
chęci, ale warto. Dziękuję jeszcze raz Ani i Michałowi, Monice i
Pawłowi. Ach .. ..co to był za ślub!
Ewa Tytuła
|