O poezji Ludwiki Amber pisze
Ryszard Matuszewski
Ludwika Amber, poetka i Lech Paszkowski,
pisarz w Melbourne (fot. z prywatnego archiwum
Ludwiki Amber)
Ludwika Amber (urodzona w
1948 roku) poetka polska zamieszkała w Australii, należy - mam wrażenie
- do bardzo już dziś nielicznych przedstawicieli naszej literatury
uprawiających swą działalność twórczą z dala od kraju. I nie ma w tym
nic dziwnego. Nie pomylę się chyba określając ją jako ostatnie - na
dzień dzisiejszy przynajmniej - ogniwo łańcucha wielkiej i długiej
tradycji, jaką ma za sobą poczet poetów polskich tworzących poza
ojczyzną.
Jest ona - przeciętnie biorąc
- młodsza o pokolenie od grona poetów, którzy startowali w latach
pięćdziesiątych w środowisku polskich emigrantów w Londynie, skupiwszy
się wokół wychodzących tam wtedy polskich czasopism Merkuriusz Polski i
Kontynenty i tworzących chyba ostatnią formację polskich poetów na
obczyźnie o charakterze grupowym.
Sytuacja w Polsce
pojałtańskiej w pełni tłumaczyła fakt, że po
II wojnie światowej nie powróciła do kraju
spora liczba pisarzy, którzy jej lata przeżyli na emigracji. I
aczkolwiek obecnie można stwierdzić - chyba bez ryzyka błędu w ocenie -
że niesuwerenność Polski pojałtańskiej nie przyniosła powtórzenia
zjawiska, które historia literatury XIX wieku określiła mianem „Wielkiej
Emigracji”, choć nie powtórzyła się sytuacja, w której tylko poza
zniewolonym krajem mogły powstawać arcydzieła wolnego ducha naszej
narodowej literatury, znaczone nazwiskami Mickiewicza, Słowackiego,
Krasińskiego czy Norwida - to jednak niewątpliwie spowodowała, że w roku
1950 „wybrał wolność” poeta tej miary co Czesław Miłosz, że nie
zdecydowali się na powrót do kraju pisarze tego kalibru co Wierzyński,
Lechoń czy Gombrowicz i że doniosłym elementem walki o duchową
suwerenność Polski stały się takie ośrodki jak paryska Kultura Jerzego
Giedroycia, londyński Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie czy Polska
Sekcja Radia Wolna Europa pod kierunkiem Jana Nowaka-Jeziorańskiego.
Warunki te uległy oczywiście
dużej zmianie z chwilą odzyskania przez Polskę suwerenności u progu
ostatniej dekady minionego wieku. Ludwika Amber wyjeżdżając (przez
Austrię) do Australii w 1982 roku, a więc wkrótce po ogłoszeniu stanu
wojennego, uczyniła to w momencie, kiedy po raz ostatni o sytuacji
naszego kraju zdecydował fakt jego zależności od sowieckiego imperium.
Już w kilka lat później impulsy do wyjazdów z Polski, choć z pewnością
nie przestały istnieć, zmieniły swój charakter. Polakami opuszczającymi
kraj ojczysty po roku 1989 mogły kierować różne względy natury
praktycznej, np. szansę lepszego zarobku lub kariery w niektórych
dziedzinach nauki, ale nie brak wolności słowa, podstawowy motyw mogący
skłaniać do emigracji ludzi pióra.
Dwie poetki: Ludwika Amber
i Ela Chylewska podczas Festiwalu Kultury i Sztuki Polskiej POLART 2003
w Sydney
Kiedy więc dziś czytam utwory
Ludwiki Amber - autorki kilkunastu zbiorów pisanych po polsku wierszy,
kilku wyborów poezji i przekładów z literatury australijskiej oraz
obszernej antologii poezji i prozy polskiej w Australii, kiedy
zastanawiam się nad fenomenem jej twórczości, która zyskała sobie
uznanie zarówno krytyki polskiej jak czytelników obcych (wiersze jej
przekładane są na angielski, niemiecki, francuski i litewski), to zadaję
sobie pytanie, jakie czynniki warunkują fakt, że ktoś żyjąc od lat z
dala od kraju, pozostaje twórcą zakorzenionym w polszczyźnie i wciąż
aktywnym. I dochodzę do wniosku, że czynnikiem podstawowym jest tutaj
fakt, że opuszczając kraj Ludwika Amber była już osobowością w pełni
intelektualnie i kulturalnie ukształtowaną. Nie jest bez znaczenia, że
zanim wyjechała z Polski do Australii miała już za sobą 33 lata życia w
ojczyźnie, że miała tutaj za sobą długi okres edukacji, determinujący
zarówno jej stosunek do rodzinnego kraju i języka, jak i do nowej,
przybranej ojczyzny.
By uświadomić sobie znaczenie
tego zakotwiczenia Ludwiki Amber w polskiej kulturze i polskim języku
warto spojrzeć na jej dorobek, porównując go z osiągnięciami, które były
udziałem wyżej wspomnianych i starszych o pokolenie poetów polskich z
londyńskiej grupy „Kontynenty”. Na ich przykładzie widać wyraźnie, w jak
znacznym stopniu trwałe uprawianie poezji w polskim języku zależało od
tego, czy okres intelektualnego dojrzewania przeżyli jeszcze w kręgu
kultury polskiej czy już w Wielkiej Brytanii, w brytyjskich szkołach i
uczelniach. Pouczające są tu przykłady odskakującego wiekiem nestora
owej grupy, jakim był Jerzy Niemojowski (1918-1989), który zdążył
jeszcze rozpocząć studia wyższe na Uniwersytecie Jagiellońskim w latach
międzywojennych, czy też Bolesława Taborskiego (ur. 1927), który -
wywieziony z Polski po Powstaniu Warszawskim - zdał maturę w 1945 roku w
polskim liceum w Lubece, jak przykłady ich młodszych kolegów, którzy już
wykształcenie w zakresie szkoły średniej zdobywali w Wielkiej Brytanii.
Jeżeli nawet przypadało to na lata, w których polskie ośrodki
emigracyjne odznaczały się dużą liczebnością i żywotnością, to dalszy
rozwój ich pisarstwa bywał wyraźnie uzależniony od decyzji życiowych,
które podejmowali.
Z całej owej grupy tylko
Jerzy S. Sito (ur. 1934) zdecydował się na powrót do kraju, co zapewniło
mu możliwość zajęcia określonej pozycji w ojczystej literaturze. Inni,
czasem nawet świetnie zapowiadający się poeci, jak np. Bogdan Czajkowski
(ur.1932), stawali się z czasem raczej propagatorami kultury polskiej
jako bądź historycy literatury, bądź jej tłumacze na angielski. Podobnie
rzecz miała się z poetą Adamem Czerniawskim (ur. 1934), przy czym
pamiętam, jak omawiając - ćwierć wieku temu - jego polskie wiersze w
Roczniku Literackim nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ich swoistą skazą
było przejęcie przez autora angielskiej idiomatyki, co sprawiało, że
robiły czasem wrażenie przekładów z angielskiego.
I właśnie na tym tle uderza
absolutna swoboda i nieskazitelność polszczyzny w wierszach Ludwiki
Amber. I to niezależnie od tego, czy tematem ich są próby przybliżenia
nam australijskiej egzotyki kulturowej i pejzażowej, czy nawrót do
tematyki ojczystej, związany np. z odwiedzinami miejsc odgrywających
szczególną role. w jej rodzinnej tradycji.
Oto na przykład jej wiersz „W
Wilnie”, mieście, które po raz pierwszy zobaczyła jako osoba
pięćdziesięcioletnia, w roku 1998:
Babcia i Dziadek przeszli
przez Ostrą Bramę
z nieistniejącego domu w
Lidzie przyszli tu do mnie
przekraczając wszystkie
granice —
razem dotarliśmy na północny
biegun rodzinny.
W szaro-różowym kościele
świętej Teresy
białoruska chusteczka Babci
na głowach kobiet
i w chórze mocny głos Dziadka
„Swienty, swienty”
Wysoko w złocistym blasku
niekończące się niebo
niebo otwarte w nas jak
wielkie łzy dziecinne
bezkresne jak ocean nareszcie
taki spokojny.
Wilno, 30 czerwca 1998
Ale z równą swobodą osadzone
są w polszczyźnie utwory, w których poetka wprowadza nas w egzotykę
swojej nowej ojczyzny - Australii. Oto fragmenty wiersza „Nad rzeką
czarnych łabędzi”:
Stare banksje w Ogrodzie
Botanicznym
(................)
Zielona papuga - inna niż w
Sydney
pasie się na trawie pod
drzewami
roślinne pazurki kangurów
zaczepiają
mój wzrok ciemną kosmatą
czerwienią
czekam na dzikie czarne
łabędzie
jeszcze nie przyleciały tego
dnia
(.................)
Może to być także z wiersza
„Czekamy na wieloryby”, w którym czytamy:
Zimowe łagodne światło słońca
kołysze się lekko na falach
oceanu.
Na nagim zielonym wzgórzu
stoimy
- ze sto osób - wpatrzeni w
spokojne wody
czekając z lornetkami na
biały pióropusz.
Na ciemnej powierzchni
Pacyfiku
zaledwie kilka jasnych
łódeczek tu i tam.
Na brzegu dzieci liżą lody
gapiąc się
na nas czując napięcie
oczekiwania
wszystkich ludzi zwróconych
na południe.
W oddali pojawia się biała
fontanna.
Dmucha! Dmucha! Taaam! Ich
grzbiety
i płetwy ogonowe otwierają
głębinę
pomiędzy nami nieskończoność
ewolucji
nasza zdrada ich krwi - ta
odległość ta bliskość.
(....................)
Ma Ludwika Amber swój
odpowiednik Herbertowskiego „Pana Cogito”. Jest nim „Pani Drzewo”.
„Rozmowy z panią Drzewo” to tytuł jej drugiego zbioru wierszy, wydanego
w 1994 roku Sydney, w wersji dwujęzycznej: oryginalnej polskiej i w
angielskich przekładach Barbary Plebanek i Tonny'ego Howarda. Oto jak
„Pani Drzewo opowiada o Australii”
w kosmosie nieba - słońce
woda i ogień grają w
chowanego
gwiazdy w kalejdoskopie nocy
obracają nam wzory Południa
drzewa mają tu inne imiona
pszczoły zbierają inne miody
(nie lipowe wrzosowe
słowiańskie)
z eukaliptusów żelaznych i
skórzanych
dzikie zwierzęta ukryte w
buszu
na pustyni i w jaskiniach
Aborygenów
wyrastają przed nami w biegu
w skoku na brzegach oceanów
(...............)
Ludwika Amber, kreując swoją
„Panią Drzewo”, czyni to z pełną świadomością nawiązania do
Herbertowskiego „Pana Cogito”, z tym że oczywiście już w samym
określeniu tej poetyckiej persony zaznacza się jej odmienność od
pierwowzoru czy też źródła inspiracji. Pan Cogito, jak samo jego imię
wskazuje, uosabia myśliciela, Pani Drzewo jest natomiast jakby
personifikacją piękna i mowy przyrody, na które Ludwika Amber jest jako
poetka szczególnie uwrażliwiona. Ma jednak swoją wymowę fakt, że reakcją
Ludwiki Amber na wieść o śmierci Herberta jest - opatrzony przez nią
adnotacją „Sydney, 29 lipca 1998” -wiersz pt. „Rozmowa z Panem Cogito”.
Dedykowany pamięci Herberta dialog z Panem Cogito prowadzi właśnie Pani
Drzewo:
Zielone wiersze - „Epilog
burzy”
płyną do mnie przez morza
dalekie
powiedziała cicho pani Drzewo
Nasze rozmowy rozpoczęte w
Warszawie
oświetla nagle twoja gwiazda
spadająca
ze znanych ścieżek Mlecznej
Drogi
Rzeczy niewidzialne i rzeczy
widzialne
już łączą się w tobie
w spokojnym oddechu
wieczności
(...............)
Mają też swoją wymowę
wiersze Ludwiki Amber z podróży do Ziemi Świętej, którą poetka odbyła w
roku 2000. Tomik ukazał się w wydawnictwie Opactwa Benedyktynów w Tyńcu
w 2003 roku i został przez autorkę zadedykowany „Janowi Pawłowi II w 25 roku pontyfikatu”,
a także opatrzony mottem z Psalmu 19, w przekładzie Jana Kochanowskiego:
Daj, Boże, aby ust moich
śpiewanie,
Także i serca mego
rozmyślanie
K myśli Twej było, o
pocieszycielu
I twierdzo moja, o mój
Zbawicielu.
Tom ów, poprzedzony wstępem
prof. Anny Świderkówny, jest już - gdy chodzi o szatę graficzną -
edytorską perełką. Wierszom w nim zamieszczonym towarzyszą reprodukcje
zdjęć, przeważnie robionych przez samą poetką i komponujących się z
treścią zawartych w zbiorze utworów. „Wejście pani Amber do literatury
polskiej - pisze w swoim »Wstepie« prof. Świderkówna -ma charakter
całkiem niezwykły. Objawiła się nam nieoczekiwanie i to -jak napisała
Iwona Smółka - objawiła się nagle jako w pełni ukształtowana, mądra
poetka. Dojrzałość i czystość wypowiedzi łączy z celnością obrazu,
wrażliwością i wyobraźnią” (wstęp do zbioru Ludwiki Amber „Na Ziemi pora
kwitnienia”, Warszawa-Sydney 1994, s.7).
Profesor Świderkówna
podkreśla zarówno walory poetyckie wierszy z tej książki, jak i ich
szczególną wagę ideową, autorkę bowiem zbliża do tematu zarówno jej
wiara, jak towarzysząca jej świadomość, iż ogląda kraj, w którym
„przeszłość nigdy nie jest martwa”, w którym „obecność czasu, gdy Jezus
chodził po ziemi, wydaje się szczególnie bliska”. W zbiorze, w którym z
pewnością każdy z tekstów apeluje zarówno do uczuć ludzi wierzących jak
po prostu do wrażliwych na piękno poezji, najbardziej może porusza
szlachetny ekumenizm poetki, która w zamykającym tom wierszu
„Jerozolima” pisze:
(...) Via Dolorosa - wąskie
uliczki pełne ludzi
każdy mógłby dosięgnąć Go
popchnąć
obetrzeć Jego twarz opluć z
nienawiścią
wykrzyknąć wyrok Ceserstwa i
swoich
każdy mógłby stanąć blisko
przy Matce.
Dzisiaj modlitwy Żydów i
nasze słowa
wrastają w szczeliny Ściany
Płaczu.
(...............)
W tym samym roku 2001, kiedy
w Warszawie została wydana antologia „Billabong”, w Krakowie został
opublikowany cykl wierszy miłosnych „Pora kwitnienia” w trójjęzycznej
edycji (polsko-angielsko-niemieckiej; przekłady B. Plebanek, T. Howard,
D. Muller-Ott). Obie te publikacje były prezentowane na Światowym
Kongresie Poetów (Sydney 2001), gdzie wiersze Ludwiki Amber były czytane
po angielsku, niemiecku i po polsku.
O tych lirykach
miłosnych tak pisze Józef Baran, poeta krakowski, który także był
gościem sydnejskiego kongresu: „To zaledwie okruch bogatej i oryginalnej
twórczości Ludwiki Amber, ale okruch przedniej próby. Jak w poprzednich
znanych mi wierszach emanuje z nich ciepło, dobra energia. Przy tym ten
cykl wierszy miłosnych rozgrywa się na tle domu wtopionego w
australijską Naturę, wkomponowanego w rozległe przestrzenie.
„Mikroświat” przegląda się w makrokosmosie. „Ja” i „Ty” liryczne
zespolone „w tańcu nocy i dni”. Jak w każdej prawdziwej poezji -
powszednie życie przeistacza się za sprawą metafory poetyckiej - w
odwieczny mit. I jak w każdej dobrej poezji nie mogło zabraknąć w tych
lirykach miejsca na tajemnicę i niedopowiedzenia. „Pora kwitnienia” to
piękna opowieść o różnych porach miłości i małżeńskiego bytowania.”
Wiersze te były przedstawiane publiczności jako adaptacja teatralna w
Sydney i Melbourne (1995), opracował Stefan Mrowiński, a także w Teatrze
Polskiego Radia, program II (2006) jako słuchowisko, które opracowała Iwona
Smolka.
Liryki miłosne są
zadedykowane mężowi Andrzejowi, co zdaje się świadczyć o tym, jak
głęboka więź duchowa łączy ich oboje. Oto krótki fragment wiersza :
Kiedy śpisz kochany
przeczuwam cię w sobie
i budzimy się
razem zatrzymani na chwilę
pomiędzy wdechem i wydechem Ziemi
Krzysztof Dybciak we wstępie
do wyboru wierszy Ludwiki Amber „Delfiny” (PIW, Warszawa 2000)
podkreśla, że w twórczości jej „poznajemy proces zrastania się
odmiennych światów przyrodniczych i cywilizacyjnych, inaczej
ukształtowanych przez historię. Wyraziste artystycznie prezentacje
wybrzeży oceanicznych i nieba południowej półkuli, gór, buszu, pustyń i
ogrodów nowej ojczyzny. Nareszcie usatysfakcjonowany polski czytelnik
kontaktuje się ze słowem poetyckim opisującym nie tylko eukaliptusy i
palmy, do których go już przyzwyczajono, ale też prawdziwie egotyczne
banksje, odbijające promienie billabongi; słucha didgeridoo i wędruje
przez Blue Mountains (Góry Błękitne)... Znajdujemy opisy spotkań z
Aborygenami, ich prastarą plemienną kulturę i dzięki przekładom poezji
australijskiej w antologii »Billabong«, chyba po raz pierwszy w Polsce
mamy możność czytania poezji pierwotnych mieszkańców Australii”.
Z tym wszystkim jednak
momentem decydującym, gdy chodzi o ocenę twórczości Ludwiki Amber,
wydaje mi się to, od czego zacząłem: jej pełne i mocne zakorzenienie w
polszczyźnie, choć Dybciak słusznie zwraca uwagę na to, że jej
młodzieńcze doświadczenia i wspomnienia z kraju nie rysują się
bynajmniej idyllicznie. Nie bez racji podkreśla nurtujące poetkę
„poczucie nieustających zmian”, przekazane jej przez poprzednie
pokolenia: przodkowie z Kresów, dziadek pozostający w rodzinnej Lidzie i
pradziadek zesłany na Syberię. Tracony i odbudowywany dom urasta w tej
twórczości do rangi jednego z centralnych archetypów. Uczucie
bezdomności i wyobcowania było silne jeszcze w Polsce. Wyraża to
dobitnie wiersz „Rozmowa o domu”, dedykowany synowi:
gdzie mieszkaliśmy?
każdego roku w innym pokoju
w domu wysokim na wiele
lat czekania w tłumie
mebli i ludzi
(..................)
nie było naszego domu
ani piętra z linią horyzontu
z punktem odniesienia
stałym jak miejsce urodzenia
„W literaturze naszej części
Europy - stwierdza Dybciak -doświadczenie bezdomności, wygnania lub
wykorzenienia jest niemal powszechne, bo odzwierciedla koleje życiowe
wielu ludzi. Wyrastające z najbardziej autentycznych przeżyć, motywy te
stały się jednak stereotypem, czasem utrwalającym postawę cierpiętniczej
bierności. W poezji Ludwiki Amber spotykamy się z odmiennym stanowiskiem
(...) - żarliwym poszukiwaniem własnego miejsca, wysiłkiem budowania
Domu i wrastania w „ojczyznę prywatną”, jak pisał Ossowski. Wysiłek
duchowy przynajmniej częściowo zostaje uwieńczony sukcesem - połączeniem
polskiej i europejskiej tradycji z australijską przyrodą i cywilizacją.”
Krzysztof Dybciak słusznie podkreśla rzadkość takiego zwycięstwa
„pozytywnych wartości” w planie biografii poetki. „W kraju - pisze -
przeważało poczucie wyobcowania (...), na emigracji dominowała
nostalgia, psychiczne rozdarcie, a nawet rozpacz. Dlatego poezja Ludwiki
Amber jest wyjątkowo cenna również w wymiarze moralnym(...)”.
W pełni zgadzam się z tą opinią.
W tym zwięzłym
przeglądzie poezji Ludwiki Amber - poetki i tłumaczki, nagradzanej
kilkakrotnie, m.in. w Londynie (1997, 2003) i w Warszawie (2005) - nie
mogłem już omówić cyklu wierszy „Statek na pustyni” ani wypowiadać się
na temat jej australijskich publikacji takich jak wybór wierszy „Our
Territory - Nasze terytorium”, 1997, (tłum. Richard Reisner), czy
szkiców literackich „Many Voices” (2000), nieznanych w Polsce. Osobny
szkic możnaby poświęcić rozważaniom miejsca tej twórczości w polskiej
poezji jej pokolenia, poetów urodzonych po II
wojnie światowej w naszym kraju.
W roku 2006, Roku Języka
Polskiego, zakończę mój przegląd twórczości Ludwiki Amber jej wierszem
„Lekcja polskiego - Leszczyna”
Przeczytaj:
Ryszard Matuszewski
Ryszard Matuszewski
(ur. 1914 r.) - eseista, krytyk literacki, tłumacz literatury
francuskiej, autor wielu podręczników. Już jako młody człowiek aktywnie
włączył się w życie środowisk twórczych Warszawy. Czas okupacji
niemieckiej nie przerwał jego aktywności, przeniesionej do podziemia. Po
wojnie współpracował z łódzką Kuźnicą, następnie z Nowa Kulturą. W
latach 50. kierował działem literatury współczesnej Instytutu Badań
Literackich Polskiej Akademii Nauk. Od 1960 do 1977 roku był
kierownikiem działu literatury współczesnej w Wydawnictwie „Czytelnik” i
związał się z legendarną już redaktorką Ireną Szymańską. Współpracował z
wieloma pismami literackimi, między innymi z Literaturą i Rocznikiem
Literackim.
|