O Adelaide – mieście festiwali – pisze Grzegorz Koterski, powszechnie
znany i ceniony artysta plastyk, członek The Royal South Australian
Society of Arts
Grzegorz Koterski
Sala wystawowa RSASA
Przy North Tarace w centrum miasta mieszczą się liczne w Adelaide
galerie, biblioteki, stowarzyszenia i organizacje kulturalne
Biblioteka stanowa
Siedziba Galerii Sztuki Południowej Australii
W tym budynku miesci się siedziba Stowarzyszenia Artystów w
Południowej Australii
Jeżeli Redakcja będzie uprzejma zamieścić zdjęcie ukazujące typową
tablicę rejestracyjną samochodu, to łatwo możecie Państwo sprawdzić, ze
Australia Południowa deklaruje się być „Stanem Festiwalowym”.
Nie jest to oświadczenie gołosłowne, a sprawa ma długą tradycję jak
na tak młode państwo. Historia australijskiej państwowości liczy sobie
około 200 lat, a najstarsze tutejsze stowarzyszenie twórcze „The Royal
South Australian Society of Arts”, do którego mam zaszczyt należeć,
obchodzi w tym roku 150 lecie istnienia. Tak, tak, to nie pomyłka. Rok
założenia 1856!
W lipcu ubiegłego roku mieliśmy tam specjalną wystawę połączoną z
konkursem w czterech działach tematycznych, związanych z jubileuszem 150
lecia działalności stowarzyszenia. RSASA mieści się w zabytkowym
budynku, zbudowanym specjalnie dla tego stowarzyszenia ponad sto lat
temu. Wielka sala wystawowa znajduje się na piętrze i posiada stylowy
szklany dach zapewniający naturalne, rozproszone dzienne światło.
Ciekawa jest trzystopniowa struktura tej organizacji. W odróżnieniu
od wielu innych stowarzyszeń, gdzie przynależność zależy tylko od chęci
wstąpienia w ich szeregi, w RSASA trzeba mieć rekomendacje dwóch
członków tego towarzystwa i akceptację zarządu, żeby zostać „Ordinary
Member”, czyli szeregowym członkiem 1-go stopnia. Nikt tu nie pyta o
świadectwo ukończenia studiów plastycznych itp. Trzeba po prostu działać
w tej dziedzinie i być zauważonym. Dodajmy jeszcze, ze osoby
wprowadzające muszą być co najmniej członkami drugiego stopnia, a
osiągnąć to można tylko po uzyskaniu trzech wyróżnień, „Merit Award”,
przyznawanych przez jury na cyklicznych wystawach stowarzyszenia, które
odbywają się co kwartał. Na każdej z tych wystaw można pokazać tylko
dwie prace, pod warunkiem zakwalifikowania ich do ekspozycji. Zostaje
się wtedy członkiem stowarzyszonym, czyli „Associate”. Niektórym
szeregowym członkom zajmuje to wiele lat a bywa, że do końca życia
pozostają na tym etapie. Przynależność do trzeciej, elitarnej grupy,
czyli do Towarzystwa, czy też jak kto woli Bractwa („Fellows”),
uzależniona jest od decyzji specjalnego jury, przed którym trzeba
zaprezentować kilka prac oraz udokumentować udział w ważnych wystawach,
przyznane nagrody itp.
W Adelajdzie – stolicy stanu Południowa Australia - odbywa się
rocznie ogromna ilość imprez plastycznych. Zacznijmy od ilości miejsc
gdzie codziennie można obejrzeć jakąś wystawę sztuki wizualnej. W
książce telefonicznej pod hasłem „Galerie” znajdujemy ponad
osiemdziesiąt (!) takich placówek różnego kalibru, poczynając od
okazałego budynku „Art Gallery of South Australia”, czy też „National
Aboriginal Cultural Institute”, a na małych galeriach - sklepach
kończąc. Ale to nie wszystko. Liczbę tę należałoby podwoić, ponieważ
wystawy plastyczne urządza też wiele kawiarni, restauracji, hoteli i
organizacji kulturalnych.
Przejdźmy teraz do wydarzeń, których obecność upoważnia Australię
Południową do nazywania się Stanem Festiwalowym. Najpoważniejszą
imprezą kulturalną w Adelajdzie jest „FRINGE FESTIVAL”, który odbywa się
co dwa lata, a ostatni odbył się na przełomie lutego i marca ubiegłego
roku. Jest to impreza multimedialna z udziałem wielu artystów i zespołów
z zagranicy. (Nawiasem mówiąc takie pojęcie w tutejszym słownictwie nie
istnieje. Jeżeli coś dzieje się poza Australią, to mówimy „overseas”,
czyli „za morzami” ponieważ naturalną granicą tego państwa – kontynentu
są brzegi mórz i oceanów).
Festiwal ten odbywa się z godnym podziwu rozmachem. Wertując katalog
znalazłem, uwaga!; 117 wystaw i wydarzeń wizualnych, 108 spektakli
teatralnych i różnego rodzaju „performance”, 27 imprez i koncertów
muzycznych, 156 występów kabaretowych i komediowych (!), 13 imprez
tanecznych i baletowych, 6 pokazów filmowych (nie licząc codziennego
repertuaru kin) i wreszcie 24 różnego rodzaju imprezy przygotowane przez
miejscowych, rdzennych mieszkańców Australii, czyli Aborygenów.
Każdego roku, na przełomie lipca i sierpnia, mamy tez tutaj „SALA
Festival” (South Australian Living Artist). Jest to impreza obejmująca
wszelkiego rodzaju sztukę wizualną, uprawianą aktualnie przez artystów
zamieszkałych na terenie Australii Południowej. Katalog tego festiwalu
zawiera wykaz stu siedemdziesięciu pięciu (!) indywidualnych wystaw i
pokazów wizualnych odbywających się w Adelajdzie, a do tego dochodzi
ponad sto imprez regionalnych.
Obydwu wymienionym tu festiwalom towarzyszą liczne zabawy na wolnym
powietrzu, uliczne pochody różnych przebierańców, pokazy ogni sztucznych
itp. itd. Prawdziwa olimpiada wydarzeń artystycznych. A nie wspomniałem
jeszcze o takich imprezach jak Festiwal Wina, Festiwal Wykwintnych
Potraw, Festiwal Parostatków Rzecznych i wiele innych, równie
ciekawych. Ale to ju może następnym razem?
Muszę jeszcze dodać, że Australijczycy bardzo lubią się bawić i
świętować. W porównaniu do naszego kraju jest tu o wiele więcej dni
wolnych od pracy, a jeżeli święto wypada w sobotę lub niedzielę, to
przesuwa się je na piątek lub poniedziałek, żeby nie przepadło. Każda
okazja do świętowania jest wykorzystana, jak na przykład urodziny
królowej brytyjskiej, które zresztą jeden ze stanów obchodzi innego dnia
niż pozostałe – tak jakby królowa urodziła się dwa razy. Czy też „Święto
Konia”, czyli dzień dorocznych wyścigów konnych w Melbourne, w czasie
których ruch w całej Australii zamiera bo wszyscy śledzą wyniki.
Ale największy szał ogarnia wszystkich przed „Christmas Day”. Już od
początku listopada wszystkie sklepy, a przede wszystkim wielkie domy
towarowe, są bajecznie udekorowane i robią wszystko żeby odchudzić
portfele klientów. Całe zastępy „Świętych Mikołajów” w zimowych szatach,
ze sztucznymi brodami i wąsami, krążą przed sklepami zachęcając
przechodniów do przedświątecznych zakupów. Męczą się okrutnie w tych
przebraniach, ponieważ święta wypadają tu w środku lata, gdzie
temperatura waha sie często w granicach plus czterdziestu stopni. Zmrok
zapada w tym okresie dobrze po dziewiątej wieczorem, pierwszej gwiazdki
na niebie nie ma co wypatrywać i często najlepiej spędzić wigilię na
plaży nad oceanem. Same święta nie są tu tak ważne i celebrowane jak
przedświąteczne zakupy i rytuał wręczania prezentów pod choinką, prawie
zawsze sztuczną. Wielu Australijczyków wykorzystuje te parę wolnych dni
na wyjazdy wypoczynkowe bo trzeba pamiętać, ze społeczeństwo
australijskie to mieszanka wielu ras, narodowości i orientacji
wyznaniowych.
Zaraz po świętach – kolejny szal. Wielkie, poświąteczne przeceny w
sklepach, gdzie wiele towarów można kupić o połowę taniej. Kupowanie w
Australii jest naprawdę łatwe. Można kupować na kredyt i na raty, bez
żyrantów i procentów. Kartę kredytową może mieć praktycznie każdy kto ma
jakiś minimalny dochód. Można mieć zero na koncie i „przewalić” kartę na
parę tysięcy dolarów. Wszyscy Australijczycy, nawet ci dobrze sytuowani,
są zadłużeni. Najpierw się kupuje a potem myśli jak to spłacić i nikt
się tym specjalnie nie przejmuje.
Święta Wielkanocne przebiegają tu o wiele spokojniej, ale już ponad
miesiąc wcześniej sklepy zasypane są tysiącami czekoladowych jajek i
wielkanocnych zajączków. Najważniejszym dniem w tym czasie jest dla
Australijczyków Wielki Piątek, a resztę świąt spędza się po prostu na
odpoczynku i wyjazdach.
Grzegorz Koterski
Fot:
- Grzegorz Koterski
- Stan Guziński
- Milena Czyż
|