– Bez kompleksów proszę pani! Ja myślę i tworzę po polsku i wcale
się tego nie wstydzę! Jak się to komuś nie podoba, to nie... Ale o
dziwo!? Podoba się! Chociaż nie są to wcale ładne obrazki. W życiu
chodzi po prostu o to, żeby wszystko co się robi, wykonywać jak
najlepiej w miarę możliwości. Ja tak czynię – wyznaje pani Lidia
Groblicka, znakomita graficzka i malarka, mieszkanka Adelajdy, w
odpowiedzi na moje pytanie jaką czuje się artystką. Polską czy
australijską?
Drzeworyty Lidii Groblickiej są doskonale znane Australijczykom. Od
lat prezentuje je na licznych wystawach. Miała ich wiele w
najważniejszych miastach Australii, a także w Polsce. Np. w Regionalnym
Muzeum w Nowym Sączu, w miejscu jej młodości w Polsce. Jej prace
znajdują się w wielu australijskich galeriach. Najważniejsze są kolekcje
w Australijskiej Galerii Narodowej i w Galerii Sztuki w Południowej
Australii.
– Od czasu jej przyjazdu do Australii w 1965 roku sztuka Groblickiej
była połączona z jej doświadczeniami emigrantki, która dostosowuje się
do życia w nowym kraju – pisze Julia Robinson w „Art and Australia”. –
Lidia, jej mąż Tadeusz oraz młody syn żyli w schronisku dla emigrantów w
Sydney przed przenosiami do Adelajdy w lipcu 1966 roku. W Adelajdzie
Groblicka spotkała urodzonego w Polsce Władysława Dutkiewicza, który żył
w Australii od 1949 roku i który również studiował w Akademii Sztuk
Pięknych w Krakowie. Przez Dutkiewicza Groblicka została członkiem Royal
South Australian Society of Arts. Tu poznała również, i bardzo wysoko
ceni sobie tę znajomość, Stanisława Ostoję-Kotkowskiego...
Krzycząca bestia
Na początku, niestety, Lidia Groblicka musiała dostosowywać się do
wymogów komitetu, który nie rozumiał jej kulturalnego pochodzenia i
filozofii sztuki i często wyrzucał jej prace z wystaw. Niezadowolenie
Groblickiej zdaje się być pokazane w jej pracy „Krowa” z 1969 roku. To
mocny obraz przestraszonej bestii, która krzyczy. Ta bestia zdawała
sobie sprawę z tego, że zaraz zostanie zabita. Ten symboliczny obraz
przywołuje także wojenne, tragiczne wspomnienia...
– W australijskich pracach Groblickiej, które często składają się z
obserwacji australijskiego życia i polskich wspomnień, powstał nowy
styl, do tej pory raczej nieznany w tym kraju: niezwykle proste,
dziecięce formy, płaskie przestrzenie, symetryczne układy, linie, które
przypominają wyszywanki...
Tak widzą i oceniają twórczość Lidii Groblickiej australijscy krytycy
sztuki.
Artystka z powodzeniem studiowała na wydziale grafiki w Akademii
Sztuk Pięknych w Krakowie. Na dyplomie przyznającym tytuł magistra
sztuki ocena: bardzo dobry. Początkowo, jak mówi, chciała specjalizować
się w malarstwie. Jednak „zakochała się” w drzeworytach.
Mówią drzewa
– Motywami mojej twórczości są zwierzęta, owady, kwiaty i drzewa –
mówi. – Pokazują moją miłość do świata, które obudził we mnie ojciec na
wycieczkach do lasu. Doskonale te wycieczki pamiętam, głęboko zapadły mi
w serce, wciąż ożywają w moich pracach.
Lidia Groblicka pokazuje te motywy w stylizowanej, uniwersalnej i
często symbolicznej formie. Na przykład w 1972 roku zrobiła serię
drzeworytów o drzewach wyposażając je w ludzkie emocje i humory: płacz,
oczekiwanie, smutek... Jest więc drzewo płaczące, umarłe drzewo, drzewo
słoneczne. Drzewa mają szczególne znaczenie dla Groblickiej, ponieważ w
czasie wojny dawały bezpieczeństwo i schronienie przed samolotami
latającymi nad głowami. Ulubionymi motywami w twórczości Lidii
Groblickiej są także kwiaty, przede wszystkim słoneczniki i... owady.
Świat owadów – to świat ludzkich kreatur. Może dlatego mówi, że nie są
to „ładne obrazki”. Dlaczego?
– Wielu artystów maluje kwiatki i pejzaże. W porządku! Ja też to
robię, ale nie dlatego, by pokazać, jakie to wszystko śliczne jest. Ja
nawet poprzez te kwiatki i drzewka chcę powiedzieć: – Ludzie! Spójrzcie!
Ile zła panoszy się wokół! Kult pieniądza. Totalitaryzm. Rządy wielkiego
kapitału. Coraz bardziej rozwarte nożyce między bogactwem i nędzą na tym
świecie. Tak mówię, bo nie lubię tej ultra nowoczesności, tego kultu
dolara... Sztuka wizualna to język obrazkowy. Ja go znam. I chcę tym
językiem powiedzieć co mnie trapi, co interesuje. To jest moje
przesłanie. Nie to, co mi w duszy gra. Bo co to kogo obchodzi?
Ważniejsze jest, by zapytać: „ludzie, czemu się zabijacie”!?
– Pani prace są bardzo osobiste, indywidualne, w dużym stopniu
inspirowane polską sztuką ludową. A mimo to, dzięki przesłaniu o którym
pani mówi, zrozumie je każdy mieszkaniec Ziemi... Mieszają się w nich
makabra, absurd i czarny humor. Jak u Stanisława Witkiewicza...
– Przyznaję, że moje polskie pochodzenie jest bardzo wyraźne w mojej
twórczości. Maluję i rysuję po polsku. Polska sztuka ludowa wyróżnia się
od reszty świata. Doceniam ją za szczerość i bezpośredniość ekspresji.
Moje pierwsze prace były bardzo realistyczne. Ale po przyjeździe z mężem
i synem z Londynu do Australii, a było to w roku 1965, rozwinęłam swój
indywidualny styl, w którym przemieszały się australijskie życie
współczesne z polskimi tradycjami. Swoją twórczością komentuję
współczesność i jej problemy. Prawie każdy obrazek jest wyznaniem mojej
subtelnej ironii i poczucia humoru. Powtarzające się dekoracyjne formy –
jak pani zauważyła – to elementy makabry, absurdu i czarnego humoru są
wyrazem mojego egzystencjalnego poglądu na życie.
Tylko po polsku
– Lubię drzeworyty, bo są bezpośrednie i szczere, jak XIX-wieczna
polska sztuka ludowa właśnie – dodaje artystka. – Ja się ze swojej
polskości nie wyzwoliłam i wcale nie zamierzam tego robić, bo taka
postawa artystyczna to mój atut w środowisku australijskim. Bardzo
wysoko ceniony! Dodam, że w ciągu pobytu w tym kraju narysowałam tylko
dwa australijskie pejzaże.
Cokolwiek Lidia Groblicka robi, czyni to po polsku i o Polsce. I,
wbrew pozorom, jest to jeden z powodów jej wielkiego uznania w
Australii. Jej drzeworyty są indywidualnym głosem w australijskim
świecie malarstwa i kultury. Przekazem bogatego dziedzictwa polskiej
sztuki graficznej. Miesza się w nich tradycja polskiego realizmu i
surrealizmu.
– W moich pracach używam wizualnego języka, który jest tak prosty,
jak to możliwe – mówi. – Moja sztuka powinna być zrozumiana i przez
gospodynie domowe i przez dzieci. Pomimo moich krytycznych komentarzy,
moje malunki są przyjemne i pozytywne. Nie ma po co szokować.
Lidia Groblicka stworzyła ciepłe komentarze na temat naszego
społeczeństwa i rasy ludzkiej. Jej trochę naiwne rysunki wzbogacone
przez mądrość i humor, bezbronną szczerość, wyrażają wiarę w moc duszy
ludzkiej.
Artystka mieszka w cichej, dalekiej dzielnicy Adelajdy. Może dzięki
temu zdołała odizolować się od australijskiego świata sztuki. To
pozwoliło jej zachować indywidualność i oryginalność patrzenia na
świat, wizji, które mieszają polskie tradycje z australijskim życiem.
Lidia Mikołajewska
GALERIA LIDII GROBLICKIEJ
|