Wyznania aktorki Doroty Kwiatkowskiej
— Gdzieś tam, chyba, zapisane jest takie właśnie, a nie inne,
moje życie...
Moje życie? To ciągła walka. Parcie pod prąd. Pcham je pod górę
ile sił i gdy wydaje mi się, że już wszystko sobie w nim poukładałam,
wtedy spadam. I znów próbuję. Wciąż od nowa...
To wyznanie znakomitej polskiej aktorki, teatralnej i filmowej,
Doroty Kwiatkowskiej, która od dwóch lat mieszka w Adelajdzie.
W naszym kraju zasłynęła w 1984 roku główną rolą w filmie „Thais”
w reżyserii Ryszarda Bera, na podstawie dzieła Anatola France. Thais,
która żyła w IV wieku, to: z wdziękiem uwodząca kurtyzana –
nawrócona na chrześcijaństwo – święta.
— Jestem dzieckiem socjalizmu. Tak się przedstawiam.
Tym „socjalizmem” dla Doroty Kwiatkowskiej jest plejada
najwybitniejszych polskich aktorów, jej nauczycieli, z Tadeuszem
Łomnickim, ówczesnym rektorem PWST w Warszawie, na czele. To również
Andrzej Łapicki, Jan Świderski, Ryszarda Hanin, Zygmunt Hübner...
Tak więc pani Dorota pochodzi – jak mówi – ze starej,
dobrej, polskiej szkoły aktorskiej. Nie z tej nowatorskiej! - zastrzega.
I bardzo wysoko to sobie ceni.
To widać i słychać, gdy z głębokim przekonaniem i entuzjazmem mówi
o doniosłej roli Sztuki przez wielkie S i o Teatrze przez wielkie T.
Aktor nie mówi o swojej pracy, tylko ją wykonuje. Dlaczego zostaje
się aktorem? Nie ma odpowiedzi na takie pytanie. - A może trzeba
nie mieć zdrowych zmysłów, żeby ten zawód uprawiać? To sztuka ulotna
i przemijająca. Tu i teraz. Nie można liczyć na to, że ktoś moją
pracę doceni w przyszłości... – wyznaje. – Zachwycało
mnie, ile emocji i wartości można przekazać słuchaczowi Słowem.
Ono zawsze mnie fascynowało, nawet gdy byłam dzieckiem –
wspomina aktorka z „poczciwej, wspaniałej i mądrej rodziny
prawników i lekarzy, którzy nie pochwalali zawodowego wyboru córki”.
Polska: - niezapomniane role
Jest rok 1980, gdy śliczna, zielonooka, długowłosa brunetka, z
wyróżnieniem kończy studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej
w Warszawie.
Czy był to dobry i szczęśliwy czas? Łatwiej ocenić po latach. Ówcześni
młodzi aktorzy i reżyserzy nie mieli praktycznie szans na uprawianie
swoich zawodów. Pamiętny aktorski bojkot...
Ale ten czas obfitował i w miłe chwile, także dla Doroty Kwiatkowskiej,
młodej aktorki, tuż po studiach, której jednak udało się grać na
scenie. Artystka doskonale pamięta przedstawienie w Teatrze Powszechnym,
po którym widzowie zgotowali aktorom owację na stojąco, z wyciągniętymi
rękami do góry i rozchylonymi palcami dłoni w kształcie litery V.
– Łzy ciekły same. I stojący obok mnie Franciszek Pieczka
też płakał jak bóbr. Nigdy tego nie zapomnę!
Jeszcze na studiach, w roku 1979, zagrała rolę Brigitte Bardot
w „Madame Tussaud”, w reżyserii Tadeusza Łomnickiego.
Z tym przedstawieniem zespół aktorski był w Arnhem, w Sztokholmie,
w Helsinkach i w Leningradzie.
Dorota Kwiatkowska była aktorką Teatru Powszechnego w Warszawie.
Zagrała między innymi Violettę w „Kordianie” Juliusza
Słowackiego, Ludmiłę w „Marii” Isaaca Babel’a,
Senorę w „Zakonnicach” Eduarda Maneta, Aktorkę w „Mefisto”
Klausa Manna. Rola Pestki w „Kopciuchu” Janusza Głowackiego
ustawiła ją w plejadzie najlepszych polskich aktorów. Rolą Kunegundy
w „Kandydzie” Voltera, w reżyserii Macieja Wojtyszki,
zasłynęła w Teatrze Polskim w Londynie. Jednym słowem grała klasykę,
co sobie bardzo ceni i chwali.
Grała także w filmach. Jeszcze na początku studiów – baletnicę
Ankę w „Akwarelach” w reżyserii Andrzeja Łapickiego,
Teresę w „Sobolach i pannach”, Angelikę w „Widziadle”
i w wielu innych.
W tym czasie ukończyła także podyplomowe studia teatralne w Sankt
Petersburgu.
Anglia: – a wszystko przez zakochanie!
W Warszawie aktorka poznała przyszłego męża, angielskiego muzyka
i kompozytora. — Gdy w 1986 roku wyjechałam do Londynu na stypendium,
lepiej się poznaliśmy. W końcu powiedziałam „tak”, a
dziś za to małżeństwo płacę swoim zawodowym życiem.
Podczas pierwszego pobytu w Anglii artystka objechała z trupą teatralną
niemal wszystkie walijskie miasteczka. Gdy angielskie małżeństwo
zamknęło jej drogę powrotu do kraju, był to rok 1986, musiała radzić
sobie sama.
Jej nauczyciele, najlepsi polscy aktorzy uważający swoją pracę
za misję, którzy skutecznie przekonywali o Sztuce przez wielkie
S i Teatrze przez wielkie T, nie przygotowywali adeptów do pracy
w innych, niż PRL-owskie, warunkach. Dla nich najważniejsze było,
by grać, grać, grać!!! Nie pieniądze się liczyły lecz ilość głównych
i znaczących ról. Łomnicki uczył tylko, że „aktor musi mieć
skórę jak słoń i duszę jak łabędź”.
Kto wtedy w Polsce słyszał o tym, że w aktorskiej pracy trzeba
mieć agenta, menadżera, pisać CV, chodzić na castingi, szukać, prosić
się o pracę, dowodzić, że jest się najlepszym, prezentować swoje
umiejętności i talenty? Że trzeba walczyć o swoje, drzeć pazurami
wszystko, co się od życia należy? Umieć wysłuchiwać i z pokorą przyjmować,
że jest się za chudym albo za grubym, za starym albo za młodym,
za dużym lub za małym do jakiejś roli? – Do dziś nie wiem
na czym to wszystko polega – wyznaje aktorka – że wybierają
mnie, a nie kogoś innego. – Wielu brytyjskich aktorów kończy
bardzo dobre angielskie szkoły teatralne. Często są to dzieci uznanych
aktorów. Jakże oni są giętcy! – szczerze ich podziwiam. –
Rzecz w Polsce niesłychana: nawet wielcy angielscy aktorzy –
bywa – grają małe, niewiele znaczące rólki. Nie tylko w teatrze
czy w filmie. Nawet w reklamie! Na piedestale są tylko ci aktorzy,
którzy grają w sztukach Szekspira.
— Szanse dla takich jak ja, są naprawdę niewielkie. 48 tysięcy
brytyjskich aktorów należy do związków zawodowych. A te umieją dbać
o swoje interesy! Przebić się, zaistnieć, zagrać... To jest dopiero
sztuka!
Jak sobie z tym poradziłam? Lepiej nie myśleć. Ale miałam wtedy
w sobie tyle energii! Chodziłam, pukałam, prosiłam, prezentowałam
się i... wstydziłam się (polskie wychowanie!). Na ten temat napisałam
taki wiersz:
„Aktorka na Zachodzie”
Zapuściła długie
oczy w siebie
- szuka prawdy!
Rozpukanym palcem dosięga
- kolejnych drzwi
Smutnymi nogami żegna
- następny próg
Trzęsącymi rękoma swoje
- zdjęcie głaszcze
Gdzie odciski brudnych milionów
- zatarły jej rysy
Na jej twarzy
- druga już zmarszczka
Każdego dnia o jedną więcej
A jej uszy wciąż na telefonie
- który nigdy nie dzwoni
Zapuściła długie oczy w siebie
- szuka prawdy
Gdzie jest sztuka
Mimo wszystko Dorota Kwiatkowska przebiła się. W londyńskim teatrze
zagrała główną rolę Barbary Smith w „Run For Your Wife”
według Raya Conney’a. To był rok 1992. Ale już od 1989
kursowała między Wielką Brytanią i Polską bez przeszkód. I grała!
Przede wszystkim w Polsce, bo – jak mówi – aktor najlepiej
przekazuje emocje we własnym języku.
Wie co mówi, bo grała także po angielsku, rosyjsku, niemiecku.
I przekonała się, że każdy z tych języków wyzwala inne gesty i emocje.
A aktor, jeśli chce być prawdziwie wielki, musi grać we własnym
języku. Innej rady nie ma.
Australia: – teraz nie boksuję
Od dwóch lat Dorota Kwiatkowska mieszka w Adelajdzie. W dobrej
dzielnicy, na wzgórzach, skąd rozciąga się wspaniały widok na panoramę
miasta. Kto zna Adelajdę ten wie, jak piękna i rozświetlona jest
ona nocą. I ta przyroda wokół... – Lubię naturę i to mnie
ratuje – wyznaje aktorka. – Ale sztuki mi brakuje! Dzika
rozpacz po prostu! A jeszcze na dokładkę znajomi w Sydney i Melbourne
kpią ze mnie, że w Adelajdzie mieszkam, gdzie nie mam szans na granie
w filmie czy w profesjonalnym teatrze. Gdy mówię, że na próby i
granie przylecę samolotem, to w czoło się pukają. Nic nie rozumiem!
W Anglii naprawdę nie byłoby z tym problemów... W dzisiejszej dobie!?
Powiem szczerze: po przyjeździe do Adelajdy chciałam znów ułożyć
swoje zawodowe życie. A więc od nowa pod górę. Współpracuję z profesjonalną
stacją radiową w Adelajdzie, gdzie czytałam niedawno wiersze Miłosza.
Trudny jest on w języku angielskim.
Nie mogę – rzecz jasna – poświęcić czegokolwiek z życia rodzinnego,
które jest mi drogie, na to tylko, by być aktorką, chociaż tak bardzo
pragnę grać!
Ale... teraz nie boksuję. Znów pod górkę? Nie mam siły...
Lidia Mikołajewska
(To wypowiedź Doroty Kwiatkowskiej na wrześniowym spotkaniu członków
i sympatyków Polskiego Towarzystwa Kulturalnego, działającego przy
Centralnym Domu Polskim w Adelajdzie, pod kierunkiem Wacława Jędrzejczaka).
|